Początek Hodowli Napór
Z pierwszego odcinka podcastu “Hodowla użytkowych owczarków niemieckich bez tajemnic” dowiesz się, kiedy powstała Hodowla Napór oraz jakie były jej początki. Poznasz wydarzenia, które miały wpływ na zainteresowanie się owczarkami niemieckimi przez Karola Pietruchę. W rozmowie znajdziesz także informacje o prowadzeniu i rozwijaniu hodowli z perspektywy hodowcy. Zapraszamy.
- Hodowla użytkowych owczarków niemieckich bez tajemnic - Podcast - Odcinek 1 29:54
Transkrypcja
Seweryn Pietrucha: Witam serdecznie w pierwszym odcinku podcastu Hodowla użytkowych owczarków niemieckich bez tajemnic. Ja nazywam się Seweryn Pietrucha, moim dzisiejszym rozmówcą jest Karol Pietrucha, witam serdecznie.
Karol Pietrucha: Dzień dobry, witam.
– Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa, Karol Pietrucha to mój tata, także mam dzisiaj większą możliwość zadania pytań od środka, ponieważ historii hodowli Napór przyglądam się od dzieciństwa. Przechodząc już do pierwszego pytania – jak to się stało, że hodowla Napór powstała? Kiedy miało to miejsce i chyba najważniejsze pytanie, dlaczego?,
– Zanim przejdziemy do samej hodowli, nie sposób nie wspomnieć o dzieciństwie i o kontaktach i obcowaniu ze zwierzętami. Urodziłem się w roku 1961. Tak jak większość z nas miało dwie babcie i dwóch dziadziusiów, w moim przypadku tak było. Obydwoje, jeden dziadziuś i babcia, i drudzy mieszkali na wsi i prowadzili gospodarstwa rolne.
W tych gospodarstwach przede wszystkim były prawie wszystkie zwierzęta gospodarskie, takie jak koń lub konie, bo niekiedy były dwa a nawet trzy, krówki, cielątka, świnki, prosiątka. No i oczywiście były pieski, które najbardziej chyba mnie interesowały, gdyż większość czasu z nimi przebywałem. Bliskość lasu powodowała, że też mogłem obserwować zające, które się bawiły, harcowały, szczególnie zimą, kiedy było je idealnie widać na śniegu.
Także ten okres dzieciństwa bardzo miło wspominam. Prawie każde wakacje spędzałem na wsi, ferie no i też niedziele. Bo tu trzeba zaznaczyć, że w tamtych czasach nie było wolnych sobót. Każda sobota była pracująca, więc jedynie mogłem dziadziusia i babcię odwiedzić w niedzielę. I jeden i drugi dziadziuś mieli pieski, z tym, że to były pojedyncze. U dziadziusia Teofila i babci Kazimiery był zawsze samiec, czyli pies. Natomiast drugi dziadziuś, Czesław i babcia Stanisława najbardziej pamiętam u nich suczkę o imieniu Muszka, która to była taka miniaturka owczarka niemieckiego i ona minimum raz w roku miała potomstwo.
No więc wtedy jechałem i obserwowałem te maluchy, już takie, które jeszcze nie widziały na oczy, potem widziały, potem już się ze mną bawiły. I u tego dziadziusia właśnie wpadłem na pomysł, w wieku ośmiu, dziesięciu lat, jak można wyszkolić psa, żeby tropił ślady ludzkie. No i tutaj moim pozorantem, ten który układał te ślady, był mój młodszy brat. Gdyby mi ten brat zaginął to mi ta Muszka go odnajdzie.
Więc wpadłem na pomysł, bo nie było podręczników, nie było Internetu, nie było seminariów szkoleniowych tak jak jest dziś, czyli dostęp do tej wiedzy fachowej praktycznie był zerowy, tym bardziej jeszcze z perspektywy dziecka, mieszkającego w niewielkim mieście, Sieradzu. Więc wpadłem na pomysł, że muszę tę Muszkę zmotywować do tego, żeby ona chciała te ślady brata, czy potem kogoś innego, które jej wskażę, żeby chciała węszyć i podążać tym śladem. Dałem jej kawałek niewielki kiełbaski, a trzeba zaznaczyć, że kiełbasa to był zazwyczaj produkt taki…
– Luksusowy?
– Dokładnie tak. Zazwyczaj z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy, no także dla Muszki to był naprawdę rarytas. I kawałek tej kiełbaski mój brat ciągnął za sobą na sznurku i oddalał się tak gdzieś dwa, trzy zabudowania. Z tyłu za zabudowaniami, do sąsiadów, tam się chował w jakiejś szopie i Muszka zmotywowana do szukania, bo czuła tę kiełbaskę – ona brata nie szukała, ona szukała tej kiełbaski, którą miał brat, docierała do niego i on jej tam dawał kawałeczek. Na następny dzień musiało też zostać i jeszcze na kolejny. I w ten sposób nauczyliśmy Muszkę tropić. Na początku to były takie ślady stumetrowe, dwustumetrowe, a po roku czasu Muszka śmigała już dwukilometrowy ślad, w różnym terenie. Oczywiście potem już było jak najmniej ciągnięcia tej kiełbaski, ale na ścieżce śladu co ileś tam metrów zawsze miała ten smakołyk, który ją motywował do tego, żeby szukała. Czyli jest takie stare powiedzenie: jak ma pies interes, zrobi dużo. Po latach okazało się, że to była słuszna metoda, bo na tym polega tropienie śladów przez wszystkie psy tropiące.
Ja wychowałem się na kultowym filmie Czterej pancerni i pies. Szarik to był taki prawie, że ideał, o którym każdy marzył. Też w domu rodzinnym, w Sieradzu, zawsze mieliśmy pieska. Pamiętnym był owczarek polski nizinny, który był psem bardzo pojętnym, bardzo związanym z rodziną. W wieku dwunastu lat zamarzyłem, żeby mieć owczarka niemieckiego, więc odnalazłem właściciela suczki, całej czarnej, która na pewno była owczarkiem. Mam ten obraz jak dziś przed oczami. Naskładałem pieniążków na tego szczeniaczka, to trwało pół roku. I jak się urodziły, potem odchowały, miały chyba siedem tygodni, więc zakupiłem tego szczeniaka. No i rozczarowałem się później, bo liczyłem, że to będzie owczarek niemiecki. Natomiast mama była owczarkiem niemieckim, a Diana, bo tak miała ta suczka, wyrosła na wyżła. Umaszczenie miała całe czarne ze swojej mamy, natomiast wygląd był wyżła. Na początku może byłem rozczarowany, a potem Diana i tak była wspaniałym psem, z którym bardzo dużo czasu przebywałem. Aczkolwiek nigdy nie miała potomstwa, bo stwierdziłem, że to ma być owczarek, natomiast no jak nie jest… Żyła czternaście lat w dobrym zdrowiu.
Natomiast w wieku osiemnastu lat moja przygoda zaczęła się w roku 1980 już taka na poważnie z hodowlą owczarków niemieckich. Wtedy też już może trochę los tak chciał, bo wróciłem z wesela, nad ranem. Fakt, że nigdy nie spożywałem alkoholu i tak jest po dzień dzisiejszy, więc nie byłem jakiś skacowany, tylko zmęczony, jak to po takiej imprezie weselnej. I mama mnie obudziła, że jakiś duży, czarny pies położył się pod naszymi drzwiami, i mama mówi, że nie może wyjść. Boi się wyjść na ogródek po warzywa. Więc wstałem, przesunąłem delikatnie drzwi, pies się usunął. Był to piękny owczarek niemiecki, czarno-podpalany, z błyszczącym włosem, piękne nieduże uszy, zadbany, taki zagubiony trochę, bo widziałem, że on szukał swojego domu. Natomiast, gdy przyniosłem już te warzywa mamie, odechciało mi się spać, więc wziąłem leżak, poszedłem na ogród z książką, bo to jeszcze był rok szkolny. Zacząłem czytać. Po jakimś czasem zasnąłem, więc pies położył koło mnie, usiadł, potem się położył. I przyjechał do nas wujek w odwiedziny, który chciał ze mną rozmawiać, więc poszedł na ogród. Pies zaczął mnie bronić. Po prostu wystartował do tego wujka. Krzyknąłem: wróć!, on wrócił. Moje uczucie do owczarków ponownie się wzbudziło.
Dałem ogłoszenia, bo wtedy jeszcze nie było Internetu, w newralgicznych punktach w Sieradzu, na słupach ogłoszeniowych, że znalazłem owczarka niemieckiego. Podałem adres i stwierdziłem, że jak w ciągu tygodniu nikt się nie zgłosi po niego, to ten pies, którego nazwałem Atosem, będzie mój. W ostatnim dniu, przychodzi sąsiad, który mieszkał trzy domy dalej i mówi: słuchaj, czytałem ogłoszenie i prawdopodobnie to jest mój pies. Ja sobie myślę, ja tego psa nigdy nie widziałem. Ale gdy Atos usłyszał głos swojego właściciela, nikt nie miał wątpliwości, że to jest jego pies. Po prostu piszczał, był pobudzony. No więc Atos wrócił do swojego prawowitego właściciela, natomiast ja zacząłem poszukiwania już też rasowego owczarka. I tak do mnie trafiła – zakupiłem suczkę o imieniu Kama no i poszło. Tak się zaczęła historia.
– No tak, to można by powiedzieć, że to trochę zbieg okoliczności, że ten pies się pojawił i Tobie dał bardziej do myślenia. Że hodowla to jest, być może podpowiedź opatrzności, czymś, czym warto się zainteresować. A gdybyś miał powiedzieć, wiem jak działasz, razem też podejmujemy różne aktywności i angażujemy się w działania, które mają jakiś konkretny efekt przynieść i podejrzewam, że nie inaczej było też, w momencie kiedy zakładałeś hodowlę owczarków. Czy zakładałeś sobie jakiś jeden konkretny cel przy starcie działań? Czy to może było kilka różnych celów? Na przykład jeden cel główny i kilka pobocznych. Czy po prostu stwierdziłeś – no to teraz zaczynam przygodę z hodowlą owczarków i po drodze wymyślę, jaki cel ma realizować ta hodowla? Jak to wyglądało?
– Tak jak wspomniałem, dla mnie ideałem był Szarik. Pies, który był inteligentny, był sprawny i takiego chciałem mieć. Z chwilą, kiedy już hodowla powstała to tak za cel sobie postawiłem, że to ma nie być czempion wystawowy. To ma być pies, który będzie moim przede wszystkim przyjacielem, będzie gospodarzem na posesji – kiedy nas nie ma. Jednocześnie psem zdrowym i psem przydatnym, który po prostu da się wyszkolić i to w różnych kierunkach. Dlatego też cały dobór, kolejne pokolenia, koncentrowałem się na tym, co wcześniej powiedziałem. Zdrowy, przydatny i, żeby był przede wszystkim przyjacielem rodziny.
– Trochę znam historię początków owczarka niemieckiego w Niemczech. Czy to jakoś łączy się z założycielem rasy? Czy tutaj są jakieś punkty zbieżne? Czy może te owczarki, które ty hodujesz, różnią się od tego wzorca rasy, który powstał w Niemczech?
– W tym roku obchodzimy 120 rocznicę powstania rasy owczarka niemieckiego, którą założył niemiecki rotmistrz Max von Stephanitz. Bardzo zacna osoba, która wydała książkę, tysiąc stronicową biografię o owczarku niemieckim, czyli można powiedzieć, że bardzo szczegółową. I powiem, że pan Max był zawsze dla mnie taką wytyczną. Taką biblią, zbiorem informacji. I on zapisał tłustą czcionką, że owczarek niemiecki, który nie jest użytkowy, nie jest owczarkiem niemieckim. I przez użytkowość do piękna. Czyli najpierw jest selekcja i dobór rodziców, żeby tacy byli, a potem właśnie ta selekcja potomstwa.
Bo tu trzeba powiedzieć, że po najlepszych rodzicach, nawet jeśli takie są używane do hodowli, nie wszystkie ich dzieci, ich potomstwo, będą idealne. Nie ma psów idealnych. Natomiast do hodowli powinny trafiać te, które są najbardziej zbliżone do ideału. I w zależności od tego jakie cele sobie stawia hodowla, czy chcemy błyszczeć na wystawach, mieć czempiony, puchary, medale i fanfary, czy koncentrujemy się na owczarku użytkowym, gdzie najważniejszymi cechami jest właśnie zdrowie psychiczne, fizyczne, dobry nos, czyli dobra praca węchowa, dobra praca w obronie, normalna, zrównoważona psychika, gdzie na tym psie możemy polegać w różnych sytuacjach.
– Czyli jak rozumiem te cechy użytkowe są taką podstawą do tego, żeby dalej kształtować tego psa i móc go wykorzystywać w różnych zadaniach?
– Tak, to jest tak zwany fundament. Bo podobnie jak i u ludzi, nie ma tak, że w jednej osobie skupi się, że ktoś jest i lekarzem, i pilotem, i murarzem, i kucharzem. Po prostu nie ma tak. Dlatego każdy z nas ma pewne talenty, podobnie jest też u zwierząt. Ale jedno jest podstawowe – zdrowy pies psychicznie, zdrowy pies fizycznie. I teraz w zależności czy on bardziej woli posługiwać się nosem to wtedy może wykrywać narkotyki, bomby, być do zadań specjalnych czy jako pies ratowniczy. Natomiast drugi, który bardziej woli pracę fizyczną, tak w cudzysłowiu, będzie bardzo dobrym psem w obronie. Mało kiedy zdarza się, żeby było wszystko w jednym.
– Wspominałeś, że hodowlę prowadzisz już od 1980 roku – także minęło już sporo lat. Mamy rok 2019. Czy z Twojej perspektywy, prowadzenie i rozwijanie hodowli dziś różni się od tego jak to wyglądało te dwadzieścia, trzydzieści lat temu? Jest, w twojej ocenie, łatwiej? Czy może są jakieś inne wyzwania?
– Jest dużo łatwiej obecnie dlatego, że jako społeczeństwo jesteśmy zamożniejsi. Możemy zainwestować w pomieszczenia dla piesków, czyli w boksy, już takie z prawdziwego zdarzenia. Nie jakaś tam partyzantka, że siatka, jakieś tam słupki drewniane i tak dalej. Dzisiaj możemy wyposażyć kojec bardzo dobrze. To jest na pewno dużym plusem. Po drugie dostępność karmy. Tak jak wspomniałem o tej Muszce, dla której był rarytasem kawałek kiełbasy, tak dzisiaj mamy dostęp do różnego rodzaju karm, czy to suchych, czy konserw, czy karm naturalnych w postaci mięsa. Także jest dużo, dużo łatwiej.
Kolejnym elementem jest dostępność do wiedzy fachowej. Tak jak wspomniałem, nie było Internetu, nie było podręczników. Ja tę wiedzę zdobywałem poprzez wyjazdy, szczególnie zagraniczne oraz na różnego rodzaju zawodach. Odwiedzałem hodowców. Podpatrywałem, jak te zwierzęta się zachowują, jak wyglądają. No i oczywiście też odwiedzałem wystawy, to była jedyna kopalnia wiedzy. Po dzień dzisiejszy mam setki katalogów z wystaw, w których, w tych katalogach jest wstępne pochodzenie – załóżmy Azor znad rzeki jest po takim i takim ojcu, po takiej i takiej mamie. Dzisiaj to wklepujemy w Internet i mamy dalsze pokolenia, a kiedyś ten pierwszy katalog służył mi do tego, żeby była pewna ciągłość. Za pięć lat to już były wnuczki tego psa i tak dalej. Czyli jest dużo, dużo łatwiej.
Mamy w Internecie informacje o dokładnym pochodzeniu danego psa – strona working-dog, gdzie są pokazywane skojarzenia, co się urodziło, dostęp do stron internetowych hodowli, do filmów ze szkoleń. Po prostu ten pies jest rozebrany tak w cudzysłowiu na czynniki pierwsze jeśli chodzi o genotyp, fenotyp i też jakie cechy przekazuje. Zdecydowanie jest dużo, dużo łatwiej, aczkolwiek w tamtych czasach nie było innego wyjścia i mogę powiedzieć, że chcieć to móc. Jeśli ktoś naprawdę chciał, było to jego pasją, docierał do tej wiedzy. Bo ta wiedza w postaci pochodzenia tego psa, znajomości pochodzenia tego psa, jest kluczowa dla hodowcy. To nie jest na zasadzie: jest ładny pies i będzie ładna suczka i będzie super potomstwo. Nie. My musimy się zagłębić w ten rodowód. Którego psa byśmy nie chcieli w tym rodowodzie? Który pies po latach okazał się, załóżmy, psem niepożądanym? Bo jego cechy, te negatywne, dopiero wyszły w potomstwie, niekiedy w drugim pokoleniu też.
– Jakie to mogą być negatywne cechy?
– Może to być wnętrostwo, czyli nie schodzenie jądra, gdzie suczka nie ma jąder natomiast może przekazywać, jeśli jej męskie rodzeństwo miało taki defekt. Ponadto psychika. Pies na przykład super wyszkolony, ukryto pewne jego cechy poprzez szkolenie, natomiast genetycznie to nie jest za mocny pies. I potem zachłystujemy się jego wynikami na zawodach ale kod genetyczny ma kiepski. Jeśli dużo jego potomków było o takich cechach negatywnych to znaczy, że to idzie z tego psa zazwyczaj, z różnymi sukami, z różnymi matkami.
– Jak rozumiem portal, o którym wspomniałeś working-dog, pozwala Ci prześledzić wszystkie informacje, które są kluczowe dla ciebie pod kątem doboru skojarzeń i planowania kolejnych miotów, czy tak?
– To znaczy to tylko jest pewną częścią, bo nic nie zastąpi jednak bycia w hodowlach, obserwowania tych psów na żywo, rozmów z hodowcami, z właścicielami, zapoznawania się z ich wynikami na psychotestach, z wynikami, z którymi osiągają na zawodach.
– I to są hodowcy tylko z naszego kraju, czy też dziś szukasz tych zwierząt poza granicami?
– Materiał hodowlany, który wykorzystujemy do hodowli i wcześniej, i obecnie, jak sama nazwa mówi owczarek niemiecki, czyli z rodzimego kraju, z Niemiec. Kolejne kraje to są Czesi, Słowacy, Holendrzy. To nie ma znaczenia czy to będzie ten kraj, czy inny. Ważne jest to, żeby dany reproduktor był odpowiedni dla naszej suni. Żeby jego cechy, które on ma, były cechami sprawdzonymi już na potomstwie wcześniejszym. Dlatego też unikamy takich bardzo młodych psów, który dopiero wchodzą do hodowli. Wolę psa, który już jest sprawdzony na załóżmy dwustu, trzystu córkach – widzimy ten współczynnik przenoszenia genów.
– Nie jest to zatem takie proste, że możemy tylko wyklikać w Internecie te informacje i mamy sto procent pewności, że po danym psie, czy suce będzie takie potomstwo, jakiego oczekujemy?
– Tak, to byłoby zbyt proste. Życie weryfikuje. U nas też niejednokrotnie bywało, że musieliśmy się wycofać z danego skojarzenia. Na przykład sprowadzony pies z zagranicy, który sam był psem bardzo dobrym, można by powiedzieć, że prawie idealnym, takich cech nie przekazywał. I załóżmy, że on u nas miał potomstwo tylko z jedną suczką ale pokrył jeszcze dziewięć innych, różnych. Jeśli ta cecha była dominująca to dyskwalifikowała go. Także nie ma sensu wtedy brnąć dalej, poprawiać – następne pokolenie, czyli jego córka, gdyby została w hodowli jest pokryta załóżmy psem, które ma super cechy i, że wszystkie ich potomstwo będzie dobre. Nie, to po prostu będzie nam się odbijało czkawką, dlatego lepiej zrezygnować na wstępie.
Dlatego hodowca nie może, albo nie powinien traktować to w tych kategoriach, że jak już mam, zainwestowałem dwa lata pracy, chodzenia nad tym i okazuje się, że coś jest nie tak, to nie – ja ją po prostu przygotuję do egzaminów, do testów i będzie wszystko dobrze. Nie. Jeśli hodowca chce naprawdę hodować i przez te wszystkie lata chce, żeby te zwierzęta były na dobrym poziomie musi zacząć od siebie. Powinien zrezygnować z takiej suki – może ona być świetnym psem w rodzinie, natomiast do hodowli nie.
– A co byś uznał za największe wyzwanie dzisiaj w prowadzeniu hodowli? To jest znalezienie odpowiedniego materiału genetycznego czy jakieś inne czynniki?
– Coraz trudniej jest o bardzo dobry materiał genetyczny, dlatego, że znacząca część hodowców postawiła na psa, który ma wygrywać wystawy. W mniejszym stopniu selekcja w danej hodowli i doboru jest ta część w sferze psychicznej tego psa, żeby był stabilny psychicznie, żeby był zdrowy. Dlatego też dużo korzystamy właśnie z tych lini niemieckich, które są tam w dość dużych ilościach i są na bardzo dobrym poziomie.
Nie stosujemy inbredów, czyli nie zagęszczamy krwi, na przodków. Inbred według mnie to jest coś złego. To jest tak, jak kiedyś nasi książęta, szlachta kojarzyli się we własnych rodach, w bliskim pokrewieństwie. To do niczego dobrego nie prowadziło, dużo było chorób psychicznych, mała odporność jeśli chodzi o zdrowie ogólne, no i ten intelekt też nie był taki, jaki powinien być.
– Zatem aby móc rozwijać hodowlę należy szukać tej świeżej krwi, tworzyć te skojarzenia nie w ramach…
– Bliskiego pokrewieństwa.
Tak, ja zawsze daję taki przykład, że jak czarna kobieta, biały mężczyzna – potomek prawie, że olimpijczyk. Na pewno zdrowy, na pewno sprawny. Natomiast wiemy z historii innych krajów, gdzie chciano utrzymać tak zwaną czystość rasy – to różnego rodzaju wynaturzenia też były.
– I tak podsumowując tą naszą dzisiejszą rozmowę… czego nauczyłeś się przez cały ten okres prowadzenia hodowli? Czy miałeś jakieś założenia na samym początku, które się potwierdziły? A być może miałeś jakieś cele czy założenia, które, wręcz przeciwnie, życie zweryfikowało na swój sposób?
– Zaczynałem typowo od owczarków użytkowych. Natomiast w pewnym okresie przyszła moda na tak zwanego owczarka RFN-owskiego, eksterierowego, który podbijał wystawy. Jak się miało takie zwierzęta, z tych linii, to zawsze się było praktycznie bardzo wysoko, jeszcze jak one były przygotowywane prawidłowo do wystaw. I ja też taki okres w swoim życiu miałem, że przez trzy lata zrezygnowałem z owczarków użytkowych, bo też w pewnym okresie chciałem błyszczeć na wystawach.
Dwie sunie, które też często wystawiałem, które były kochane, fajne, natomiast nie miały nic wspólnego z użytkowością owczarka niemieckiego. Ja je nauczyłem, że zaliczyły testy, że złapały tak zwany rękaw ochronny, ale to było wszystko takie wymęczone, wyuczone. Tam nie było natury, tam nie było serca do tej pracy i po prostu oddałem je za darmo, nie hodowałem na nich. Wróciłem z powrotem do owczarka użytkowego. Zawsze wychodziłem z założenia, że pies, który nie pomoże policjantowi w interwencji, w takiej prawdziwej sytuacji no to znaczy, że to jest nieporozumienie, żeby hodować. Oczywiście u nas też wszystkie takie nie są, ale to jest głównym celem, żeby ten pies był zdrowy, przydatny na co dzień. Ale przypomnij mi pytanie, bo uciekło.
– Czy miałeś jakieś założenia na samym początku, które się potwierdziły lub też życie je zweryfikowało inaczej?
– Zawsze chciałem, żeby ten pies do czegoś służył i nadal to podtrzymuję. I przez te trzydzieści dziewięć lat, poza tym trzyletnim okresem, tej wyrwy takiej, jest to cały czas ta kontynuacja. I uważam, że nie ma innej drogi, tylko właśnie selekcja, odpowiedni dobór i wtedy efekty będą.
Bo nie hoduje się po to, żeby ten pies był dwanaście razy w roku na wystawie tylko hoduje się po to, żeby pan Kowalski, który takiego psa nabył, żeby miał psa, który jest jego przyjacielem, przyjacielem jego dzieci. Którego lekarz widzi sporadycznie na szczepieniach, ewentualnie na odrobaczaniu. Który da się wyszkolić i który będzie żył długo i szczęśliwie. Jeśli hodowcom będą przyświecały te założenia, to wtedy ten owczarek będzie typowym Szarikiem.
– Świetnie. Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, do usłyszenia wkrótce w kolejnym odcinku podcastu.
– Dziękuję.
– Dzięki za rozmowę.